dlaczego nie piję alkoholu
traduzione di Nie piję alkoholu nel dizionario Polacco - Inglese, consulta anche , esempi, coniugazione, pronuncia
Dlaczego nie piję alkoholu Jeśli liczysz na jakieś szokujące wyznanie czy motywującą historię o tym, jak wygrałam z uzależnieniem, to się przeliczysz. Za moją decyzją o rezygnacji nie kryje się nic szalenie interesującego czy przerażającego.
Tymon Tymański bez tabu. "Od stycznia nie piję i zapewne nieprędko sięgnę po alkohol". — Uważam, że w pewnym momencie trafiłem na czarną listę artystów zagrażających dyktaturze
Użytkownicy usługi Display & Video 360 muszą przestrzegać tych zasad Google Ads. Informacje o dodatkowych ograniczeniach znajdziesz w Centrum pomocy Display & Video 360. Aby wyświetlać napisy w swoim języku, włącz napisy w YouTube. U dołu odtwarzacza kliknij ikonę ustawień , a potem kliknij „Napisy” i wybierz swój język.
Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi. uraz głowy a picie alkoholu? dlaczego nie można pić? Przez Gość jestem poszkodowanaa, Wrzesień 18, 2011 w Dyskusja ogólna
nonton drama turki siyah beyaz ask subtitle indonesia episode 3.
Czy trudno jest wytrzymać miesiąc bez alkoholu? Nawet jeżeli na co dzień stronimy od mocnych trunków, to przecież okazji do wypicia jest wiele. Zobacz film: "Jak alkohol wpływa na zdrowie?" Lampka wina wieczorem na rozluźnienie po stresującym dniu, kilka kieliszków wódki z okazji urodzin znajomego w weekend, małe piwo podczas oglądania meczu. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile alkoholu wypijamy w ciągu miesiąca! A co by było, gdyby nagle całkowicie z niego zrezygnować? 1. Czy Polacy naprawdę piją dużo alkoholu? Według statystyk, na przeciętnego Polaka przypada rocznie 10 l czystego alkoholu. I chociaż stereotypy o Polakach głoszą, że do abstynentów nie należymy, to na tle państw europejskich wcale nie wypadamy tak najgorzej. Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia: jesteśmy dopiero w drugiej dziesiątce państw w Europie o najwyższym spożyciu alkoholu. Dlaczego pijemy? Przede wszystkim po to, aby się wyluzować i zrelaksować. Alkohol ułatwia i umacnia kontakty z ludźmi, sprawia, że stajemy się odważniejsi oraz przeżywamy odmienne stany psychiczne. Ponadto znieczula, uśmierza przykre uczucia i pomaga oderwać się od problemów. Niestety, kiedy wytrzeźwiejemy, wracają one do nas jak bumerang. 2. Jak psychika reaguje na abstynencję? Jakby nie było, niewielkie ilości alkoholu pozytywnie wpływają na zdrowie. Ale czy potrafimy zachować umiar w piciu? Naukowcy postanowili sprawdzić, co dzieje się w organizmie po miesięcznej abstynencji. Jedno z takich badań zostało opisane na łamach pisma psychologicznego „Health Psychology”. W badaniu uczestniczyło 857 dorosłych Brytyjczyków, którzy mieli za zadanie wypełnić kwestionariusze miesiąc oraz pół roku po zakończeniu „suchego miesiąca”. 64 proc. badanych w ogóle nie piło alkoholu w wyznaczonym przez naukowców czasie. Badanie wykazało, że po okresie abstynencji badani rzadziej sięgali po alkohol, a jeśli już zdarzało im się pić, to robili to ze znacznie większym umiarem niż przed okresem abstynencji. Co najbardziej zaskoczyło badaczy to fakt, że w ogóle nie zaobserwowano „efektu odbicia”, a więc przypadku, w którym po okresie niepicia badany chciałby nadrobić czas bez alkoholu z nawiązką. Picie alkoholu / 123RF 3. Jak ciało reaguje na abstynencję? Podobny eksperyment postanowili zrobić dziennikarze z magazynu "New Scientist". 14 osób przeprowadziło rutynowe badania, a następnie dziesięciu z nich przez pięć tygodni w ogóle nie piło alkoholu, a czterech spożywało go tak samo, jak robili to dotąd. Po upływie założonego okresu abstynencji, dziennikarze wykonali badania ponownie. Jak przedstawiły się wyniki? U tych osób, które nadal piły alkohol nie odnotowano żadnych zmian. Natomiast u panów, którzy przez ponad miesiąc nie pili alkoholu, zawartość tłuszczu w wątrobie zmniejszyła się o 12-15 proc.! Ale to nie wszystko. U tymczasowych abstynentów poziom glukozy we krwi spadł o 16 proc, cholesterol obniżył się o 5 proc., a ponadto badani schudli średnio o 1,5 kg. Oprócz efektów fizycznych, dziennikarze zauważyli, że poprawiła się u nich pamięć i zdolność koncentracji, a także lepiej śpią. Jedyne negatywne skutki niepicia zdaniem osób badanych, dotyczyły kontaktów społecznych. Jak widzimy, detoks przyda się każdemu. Wystarczy miesiąc abstynencji, aby poprawić swoje wyniki badań i cieszyć się lepszym zdrowiem. polecamy
Ludzi online: 85, w tym 0 zalogowanych użytkowników i 85 gości. Użytkowników: 13505, obrazków: 17343, w tym dodanych dziś: 0, wczoraj: 0 przedwczoraj: 0, czekających na rozpatrzenie: 27 Kopiowanie wskazane za podaniem źródła.
- Na niektórych publicznych spotkaniach było mnóstwo wina i zero wody. Musiałam pić ją z kranu w toalecie - opowiada Marta, która trzy lata temu odstawiła alkohol. Nie, nie była alkoholiczką. Ale w Polsce niepicie z wyboru to wciąż coś, co dziwi. Trzy kobiety i trzy różne historie. Łączy je trzeźwość. Same podkreślają, że są abstynentkami z wyboru, a nie z konieczności (nie, nie ocierały się o alkoholizm). Nie uważają też, że alkohol sam w sobie jest czymś złym. Same nie piją, bo zaczęło je to męczyć, chciały być zdrowsze, zrobić coś dla siebie. To aktywne zawodowo, wykształcone mieszkanki dużych miast. Jedna singielka i dwie Zmęczyły mnie imprezki i pitolenie pod bąbelki. Wolę spotkać się na śniadanie, zrobić dla kogoś obiad - usiąść przy stole, posłuchać i pogadać. Uważnie. Bo tej uważności jakoś mało jest teraz, a alkohol w ogóle ją wyklucza. Moja trzeźwość wyklucza zaś hasztag na Instagramie ##KrolowaProsecco albo #BaronowaAperolu, co - jak patrzeć po niektórych profilach współczesnych influencerek 30+ - jest elementem dość istotnym wizerunkowo. No, ale jakoś to Zauważyłam, że na różnych wydarzeniach literackich, bankietach czy festiwalach pojawił się trend, że jest wino, a nie ma do picia wody. To dość znamienne dla naszych czasów. Rzadziej chodzę na takie spotkania, bo po 15 minutach tracę możliwość komunikacji z innymi, jesteśmy w innych światach, a ja idę napić się wody z kranu w Pierwsze trzy miesiące tak naprawdę to było dużo pracy nad zmianą przyzwyczajeń takich prostych, jak chodzenie do restauracji. I pierwsze to zamawianie kieliszka wina. Najśmieszniejsze było na początku, jak szliśmy do knajpy i padało pytanie, czego się napiję, a ja byłam totalnie zdrętwiała, bo jak nie pinot noir, to co?!Nie wyjdzie "na zdrowie" / Wideo: tvn24 Dagmara - nie pije siedem miesięcyDagmara Marszycka jest związana za branżą PR i media od 10 lat. Mieszka w Warszawie, ma za sobą bardzo stresujący rok, byłam zmęczona fizycznie i emocjonalnie. Chciałam, jak to się mawia, "wziąć się za siebie i coś zmienić". Oprócz wprowadzenia zdrowszej diety i żelaznej dyscypliny w kwestii przesypianych godzin, zrezygnowałam z alkoholu. Z dnia na dzień. Dagmara Marszycka nie pije od siedmiu miesięcy / Źródło: archiwum prywatne Alkohol jest silnym depresantem, więc jak mamy dołek to kieliszek "winka" tylko pozornie relaksuje, a tak naprawdę tylko dodatkowo spycha nas w tę dolinę. Nie ma sensu regulować sobie nastrojów alkoholem. Poza tym pewne formuły się wyczerpują - alkohol, a raczej wszystko to, co wiązało się z piciem, zaczęło mnie zwyczajnie mierzić. To już na poziomie samej nomenklatury jest złudne: umawiamy się na "piwko" albo "winko", chociaż rzadko kończy się na trzech. Te wieczne "kacyki", które - nie oszukujmy się - z wiekiem zmieniają się w bezlitosnych katów. Lubię sobie przed snem poczytać, a niestety nawet po jednym kieliszku wina to już nie jest ten poziom koncentracji, który pozwala na czytanie z uwagą. To jest też głębsza historia, która może brzmi banalnie i wielkomiejsko, ale dla mnie jest ważna - strasznie mi się to życie rozpędziło, ciągle mi na coś brakuje czasu, a najczęściej na relacje. Więc jak już zorganizuję ten czas i szczęśliwie zsynchronizuję się z kalendarzem przyjaciół, to po prostu zależy mi, żeby spędzić go dobrze. W pewnym momencie picie zaczęło mi przeszkadzać, a rutyna spotkań ze znajomymi wyłącznie na wino zwyczajnie nudzić. Mam tak zwaną mocną, nieekonomiczną głowę, więc rzadko się upijałam, co nie zmienia faktu, że boleśnie odczuwałam syndrom dnia Polsce jak nie pijesz, to albo jesteś w ciąży, albo chora, albo coś się stało (czytaj: jesteś alkoholiczką). I w zasadzie nie wiadomo, co gorsze. (śmiech) Generalnie budzi to często żywe zainteresowanie. Mieszkałam parę lat we Włoszech i nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek zapytał mnie kiedyś, dlaczego nie pijesz, gdy odmawiałam alkoholu. Ale wiadomo - inne kultury. Na początku myślałam, że powinnam się tłumaczyć, żeby przypadkiem ktoś nie poczuł się dotknięty, że akurat z nim się nie napiję. To znów powodowało, że przybierałam ton neofity. A nie ma przecież nic gorszego. Teraz nie tłumaczę, bo nie mam takiego obowiązku. Jak ktoś ma wybitną potrzebę, żeby pogadać, to gadamy, najczęściej o tym, że ten ktoś też już od dawna myśli o niepiciu, ale jakoś mu wciąż się nie składa. Przestałam ewangelizować, na miękko polecam, bo to indywidualna sprawa każdego. Nie odkryję koła, mówiąc, że ludzie po alkoholu gadają głupoty, wątki przestają się trzymać, panowie wcale nie są tacy fajni, a panie znowu takie urocze, jak im się wydaje. Przecież wiemy to wszyscy, tak jak wszyscy wobec "upojenia" jesteśmy równi. Hipokryzją byłoby teraz histeryzować, jak to fatalnie człowiek się bawi na trzeźwo wśród tych wszystkich pijanych. Więc bywam na imprezach, gdzie jest alkohol, tyle że krócej. Po prostu wieczorne "winko" zamieniłam na "jajeczko na miękko" o poranku. W weekend zero bólu głowy, często o siódmej rano w sobotę jestem już z psem na spacerze i to jest świetne, bo weekendowe poranki mają masę uroku. Dni są dłuższe - co czasami nie jest znowu takie fajne, ale wtedy można coś poczytać, obejrzeć z uwagą. Nagle kasy robi się więcej. Cera jaśniejsza, włos błyszczący, kilogramów mniej, a i na trzecie piętro bez zadyszki. Generalnie to są drobne przyjemności dnia powszedniego, to życie bez alkoholu. Bez żadnej popfilozofii. Od siebie się bowiem nigdzie nie ucieknie - ani bez alkoholu ani wrześniu wyjechałam na wakacje. Po całodniowym zwiedzaniu, podczas którego robiliśmy po kilka, kilkanaście kilometrów piechotą w upale, szliśmy na lokalny targ i tam siadaliśmy, by wypić zimny kufel piwa. Jeden. I akurat ta formuła - wakacje, celebracja fajnego dnia - była dla mnie okej. Wróciłam do Polski i z rozpędu tu dwa piwa u kumpla na urodzinach, tam trzy na imprezie służbowej. Powiedziałam sobie: prrr! Bo tych spotkań bywa, że jest kilka w tygodniu, nie licząc weekendu. Wróciłam więc do abstynencji. Nie chce mi się bawić w kategoryzowanie okazji - tu się napiję, tam nie. Już sama myśl o ustaleniu kryteriów, dlaczego tu tak, a tam nie, mnie męczy. Poza tym to niepicie jest świetnym ćwiczeniem charakteru i silnej woli. A tej ostatniej to akurat nigdy nie miałam zbyt statystykiDagmara, Marta i Anna, podobnie jak inni abstynenci w Polsce - bez względu na powód niepicia - są w zdecydowanej mniejszości. Z raportu TNS Global wynika, że całkowite unikanie alkoholu deklaruje 16 procent obywateli. Ale na tę liczbę pracują głównie niepijące kobiety. Abstynentką jest co piąta (20 proc). U mężczyzn - tylko co 10 (11 procent) deklaruje całkowitą trzeźwość. Jak to się ma do reszty Europy? Jeśli weźmiemy średnią - nie pije 24 proc. Europejczyków. W czołówce abstynentów są Portugalczycy (42 proc.), Włosi (39 proc) i Węgrzy (35 proc.). Kraje, które zaniżają średnią, to Dania (7 proc.), Szwecja (10 proc.) i Holandia (12 proc). Jeśli przeciętny Polak sięga po alkohol, to najczęściej robi to we własnym domu, ewentualnie u rodziny lub - nie pije trzy lataMarta Sawicka-Danielak - pisarka, publicystka, nauczycielka jogi, właścicielka popularnych knajp w Krakowie. Ma męża, córkę i liczne Sawicka-Danielak - właścicielka popularnych knajp w Krakowie. Ma męża, córkę i liczne zwierzęta / Źródło: Kamil A. Krajewski - Jestem właścicielką kilku restobarów i klubu. Alkohol był więc środowiskiem mojej pracy. I było tego za dużo. W samym alkoholu nie ma nic złego, jeśli ludzie potrafią z niego korzystać. Niestety, moja praca pokazała mi, że w przypadku alkoholu umiar jest ostatnią rzeczą. Sięgamy po niego nie dla smaku, lecz dla zamroczenia. Kto przyjeżdżał do Krakowa, gdy tam mieszkałam i prowadziłam lokale, dzwonił lub pisał: Cześć, jestem w Krakowie, przychodź na jednego. I tak od południa. Początkowo oczywiście to było fajne, ale ile można? Nie da się żyć na ciągłym weekendzie. Obserwując życie zza baru, zyskałam pewność, że obecnie alkohol jest głównym powodem spotkań, że życie towarzyskie sprowadza się do picia. Dlatego dziś omija mnie cała fala imprez i spotkań, bo często z nich sama rezygnuję. Wolę się spotkać na trzeźwo i fajnie pogadać, iść na wystawę czy na zupę. Kilka lat temu zostałam nauczycielką jogi. Uprawiam ją od kilkunastu lat, wcześniej była formą odstresowania, a dziś jest moją drogą życia. A każda droga ma pewien kształt, kierunek i reguły - na tej akurat nie ma alkoholu. Nie po to codziennie medytuję, z oddaniem praktykuje rozmaite techniki jogiczne, staram się żyć w czystości umysłu, daleko od bodźców, także wirtualnych, żeby wprowadzać w umysł zamieszanie alkoholem. To tak, jakby się odchudzać i jechać na diecie z czekolady. Jesteśmy dziś bardzo zestresowani i zapracowani, takie są czasy. Gdy przychodził weekend, dla wielu jest to moment, by się wyluzować przy alkoholu. Bo nie znają innej drogi. Ale inne drogi istnieją. 12 lat temu, gdy pracowałam w mediach i byłam skrajnie znerwicowana, znajoma z redakcji wysłała mnie na kurs Happiness, czyli kurs nauki oddechu i elementów jogi. Do dziś jestem jej wdzięczna, to zmieniło moje życie. Pokazało, jak działa umysł, że nie muszę być niewolnikiem emocji, uporczywych myśli czy opinii innych ludzi na mój temat, które co chwilę się zmieniają, że szczęście jest we mnie, a nie w bodźcach na zewnątrz. Dziś sama jestem nauczycielką tego kursu i jako wolontariuszka pomagam innym. To jest piękne, gdy widzę, jak ludziom wraca na twarz uśmiech, pogoda ducha i wiara w siebie. I nie po jednym głębszym, tylko po wspólnych głębokich się, że ludzie się wycofują ze spotkania, kiedy się dowiadują, że nie będę pić. Koleżanka napisała wiadomość, że koniecznie musi się ze mną spotkać. Odpisuję "OK", a ona pyta: "Wino czy piwo?". Ja, że raczej zupa albo herbata. A ona: to spotkamy się innym razem, bo ona potrzebuje czegoś, żeby się szybko odstresować. Nigdy nikt mi tak brutalnie i wprost tego nie napisał, jak ona: "Wybacz, ale wybieram drogę na skróty, muszę się upić". To było przykre, ale rozumiem jej stan, też takie kiedyś miałam. Dziś osiągam relaks byciem w medytacji, w bliskości z naturą, w spokoju ducha i akceptacji. I wszystkich przekonuję, że się tak da, że mogę ich tego moje 40. urodziny pojechaliśmy z rodziną w kolejną podróż do Indii. Urodziny obchodziłam na pustyni solnej w stanie Gudżarat z hinduskimi przyjaciółmi. I w którymś momencie mój mąż powiedział, że trzeba kupić szampana, żeby choćby symboliczną lampką to uczcić. Nasi hinduscy znajomi oznajmili, że w tym stanie jest zakaz sprzedaży alkoholu. Patrzyłam na gwarną ulicę, było piątkowe popołudnie, masa ludzi, jak to w Indiach, wszyscy się dobrze bawią, śmieją i wszyscy są trzeźwi. I nawet nikt nie myśli o jednym piwku, bo w całym stanie go nie ma. Pomyślałam wtedy, jak może teraz wyglądać ulica przy krakowskim rynku. została instruktorką jogiTrzeźwe wyzwaniaChoć Dagmara, Anna i Marta nie decydowały się na trzeźwość na fali modnych internetowych challenge'ów obejmujących już chyba wszystkie dziedziny życia, to w wielu krajach wyzwania dotyczące czasowego niepicia stają się coraz bardziej popularne. To chociażby brytyjski "suchy styczeń", czyli "dry January" - znany także w innych krajach. Naukowcy z Uniwersytetu w Sussex dowiedli, że nawet miesięczna abstynencja ma wpływ na późniejsze zachowania związane z alkoholem. Uczestnicy wyzwania przed "suchym styczniem" pili średnio cztery razy w tygodniu, po okresie abstynencji ta częstotliwość spadła do trzech razy w tygodniu. Również Brytyjczycy wymyślili społeczną akcję One Year No Beer, czyli The OYNB Challenge. Chodzi o to, aby przez rok nie pić alkoholu. Uczestnicy mogą wykupić specjalne programy wspierające ich w tym Polsce w tradycji Kościoła katolickiego miesiącem trzeźwości jest sierpień. W wielu kościołach wyłożone są wtedy specjalne księgi trzeźwości, do których wierni się wpisują, deklarując miesięczną - nie pije od rokuAnna Malus-Kitzmann. Żona, mama dwóch dziewczynek, ma psa. Prowadzi własny biznes i jest specjalistą od marketingu i reklamy. Mieszka w było tak po prostu. Poszliśmy z mężem na kolację i powiedziałam, że chyba chcę spróbować nie pić przez 30 dni. Jak zareagował? Normalnie, jest bardzo wyrozumiały. A u mnie z tych 30 zrobiło się wiele powodów, kiedy zdecydowałam się wyłączyć alkohol z mojego życia. Głównym są moje córki. Mają trzy i sześć lat, więc nie rozumieją jeszcze, co to alkohol, ale - jak to dzieci - są supermądre i wyłapują, uczą się różnych rzeczy szybko. Chcę być zdrowsza dla nich, ale także dla siebie. Jak pomyślałam o moim życiu, to zauważyłam, że alkohol zawsze mi towarzyszył. Przerwy były tylko na czas obu ciąż. Anna rok temu odstawiła alkoholPonad rok temu wpadł mi w ręce artykuł o tym, jak długo alkohol pozostaje w naszym organizmie, nawet jeśli pijemy tylko parę kieliszków wina w tygodniu. I wyszło z tego, że jestem "pijana" - oczywiście przesadzam - przez ostatnie parę lat. W mojej branży mamy dużo imprez z klientami, eventów dla marek, happy hours etc. Tak więc chciałam zmienić ten stereotyp, że zawsze muszę pić alkohol jak wszyscy. Ostatnią inspiracją był mój przyjaciel, który w tym czasie świętował sześć lat bez alkoholu, pomyślałam więc sobie: to jest wspaniałe! Chcę podkreślić, że nie podjęłam decyzji o przestaniu picia, bo było ono problemem. Nie było. Piłam parę kieliszków wina w tygodniu, w czasie biznesowych kolacji czy branżowych eventów, czasem by się zrelaksować po ciężkim dniu. Zauważyłam, że piłam alkohol "emocjonalnie" - jak byłam zestresowana, zmęczona, szczęśliwa, smutna. I to mi się zaczęło nie podobać. Nie chciałam, żeby moje dziewczynki miały taki wzór i żeby coś w moim życiu było "takie automatyczne".Jestem szczęściarą i nie miałam żadnych "przykrych" doświadczeń z alkoholem, poza paroma za długimi wieczorami, urwanym filmem i superbólem głowy następnego dnia. Przez pierwsze tygodnie starałam się nie robić rzeczy, które przedtem wiązały się z alkoholem, starałam zmienić nawyki, odmówiłam udziału w kilku spotkaniach. Wprowadziłam nowe nawyki, jak medytacja, więcej ćwiczeń, pisanie o moich stresach i emocjach. To bardzo pomogło. Kupowałam sobie małe prezenty. Zamiast wydawania na drinka w barze, kupiłam sobie nowy krem lub ciuch. Trzeba się też były moje urodziny - po raz pierwszy od wielu wielu lat bez grama alkoholu - było super, choć moi znajomi pili. Tu, w USA, jest trochę inne podejście. Nikt na nikim nie wywiera presji. Anna Malus-Kitzmann: w USA chyba zaczyna się moda na trzeźwość / Źródło: Instagram Oczywiście słyszę teksty: "no co ty, nie pijesz wina do kolacji?"; "no musisz napić się szampana z nami, świętujemy!"; "jesteś w ciąży?". Ale to mnie motywuje i tylko utwierdza w moim wyborze i w tym, że czas zmienić stereotyp. Tu, w USA, chyba zaczyna się moda na trzeźwość, powstają nawet pierwsze bary tylko z drinkami bezalkoholowymi. To jest super! Będę w NY w przyszłym tygodniu i mam zamiar odwiedzić taki bar. Wiesz, jakie dobre są mocktails, bezalkoholowe drinki? Odkryłam całe morze nowych możliwości i smaków!Trzeźwe faktyW zeszłym roku głośno było o publikacji w "The Lancet". Naukowcy z Waszyngtonu opublikowali artykuł, który sprowadza się do głównej tezy: nie ma bezpiecznej dawki alkoholu. Według raportu alkohol powoduje raka: piersi, jelita grubego, przełyku, krtani, warg i jamy ustnej, wątroby. Z danych wynika, że na całym świecie 2,8 miliona zgonów rocznie można powiązać z piciem alkoholu. Badania osób, które podjęły chociażby miesięczne wyzwania trzeźwości, pokazują jasno: z punktu widzenia zdrowia to się bardzo opłaca. W 2015 roku prof. Kevin Moore z Royal Free Hospital w Londynie dowiódł, że miesięczna abstynencja daje wymierne korzyści, jeśli chodzi o stan wątroby (zmniejszyło się wyraźnie jej stłuszczenie - nawet o 40 procent), zmniejszył się poziom cholesterolu i glukozy we krwi. Brytyjscy naukowcy badający uczestników wyzwania "dry January" wypisali całą listę korzyści z niepicia, które wymienili trzeźwi przez miesiąc ludzie: satysfakcja z sukcesu, uświadomienie sobie, że nie trzeba alkoholu, aby się dobrze bawić, lepszy sen i poprawa ogólnego stanu zdrowia, utrata wagi, poprawa koncentracji i poprawa stanu skóry. Szczecińska psycholog Elżbieta Ciuksza nie ma wątpliwości, że niepicie z wyboru świadczy o sile charakteru. - Jeśli kobieta wybiera taką drogę i potrafi oprzeć się naciskom typu "ale nie napijesz się lampki wina do obiadu?", to na pewno jest to osoba dojrzała, pewna swojej wartości i swoich życiowych wyborów. Może powiedzieć śmiało: to ja sama rozdaję karty w moim życiu. Zwłaszcza jeśli to kobieta z dużego miasta, gdzie pokus na wypicie lampki wina, małego piwa jest więcej. Alkohol jest dziś przedstawiany jako element modnego stylu, coś fajnego - widzimy to w reklamach - nie jest więc łatwo iść pod prąd. Ja sama też nie sięgam po alkohol - tak sobie postanowiłam, jak miałam 20 lat, więc doskonale rozumiem takie wybory. Często też widzę, że osoby, które rezygnują z używek, znajdują sobie coś w zamian - sport, drobne przyjemności, dbanie o siebie. Fajnie, jeśli zamiast wieczornej lampki wina, ktoś pójdzie pobiegać, prawda?"Alkohol to seksistowska świnia. Kobiety traktuje gorzej" / Wideo: Marta Kolbus/Fakty po południu Na zdrowie!Dagmara: Nie zakładam żadnych granicznych dat, nie mam żadnych założeń, nie ustalam trzeźwych miesięcy. Niepicie nie było i nie jest celem samym w sobie, a jedną ze składowych, które miały mi pomóc w osiągnięciu konkretnego celu: lepiej się czuć, fajniej żyć. I udało się na ponad siedem miesięcy z wakacyjną dyspensą. Wróciłam do niepicia i znów bez zakładania żadnych dat granicznych. Nie wybieram się też się w najbliższym czasie na żadne To, że nie piję, nie znaczy, że się nie bawię. Ja po prostu już nie potrzebuję do szczęścia alkoholu! Wychodzę, tańczę i się śmieję, i jestem na naturalnym haju! Z endorfin i radości, które płyną z medytacji i bycia w harmonii ze sobą samą i resztą świata. To jest cudowne, bo nie mija następnego dnia rano, gdy zwykle budzisz się po imprezie. Mój haj trwa. Mimo wielu obowiązków i aktywności zawodowej mam mnóstwo energii i radości w sobie, jakiej nigdy wcześniej nie Życie bez alkoholu jest super. Takie jakby pełniejsze, bardziej wyraziste. Mam więcej energii i czuję, że naprawdę "trawię” swoje uczucia i emocje w zdrowy sposób. Nie ukrywam, czasem nie jest łatwo. Ochota na kieliszek cudownego pinot noir do kolacji jest silna, ale twardo mówię nie. Nie zakładam, że nigdy w przyszłości nie dotknę alkoholu, ale na teraz czuję się świetnie z trzeźwością, wiec się tego trzymam. Na zdrowie!"Dwukrotnie więcej pań niż panów jest abstynentami z wyboru" / Wideo: tvn24
Detoks. Słowo, które wprowadza niezręczne pomrukiwanie i kojarzy się jednoznacznie negatywnie. Robisz detoks, więc masz problem z alkoholem albo z narkotykami. Ewentualnie kupiłeś w Mango plastry Aikido. Jakiś czas temu zdecydowałem się na swój pierwszy alkodetoks. Czas idealnie mi zagrał, bo właśnie wróciłem z urlopu — miksu pubowania i wyjazdu na domek połączonego z odwiedzinami u kolegi — a już w perspektywie miałem Bracką Jesień w Cieszynie. Postanowiłem ten okres pomiędzy jednym piciem a drugim piciem przeznaczyć na odciążenie wątroby. Na detoks. Trwał dokładnie 2 tygodnie i 3 dni. Założyłem, że nie może być za krótko, ale też bez przesady, że stronię od alkoholu do Andrzejek. Ile alkoholu wypijałem dotychczas? I tak mniej, niż jakiś czas temu. Tak najchętniej odpowiadałem tym, którzy pytali. Mam ojca alkoholika, więc z alkoholem powinienem uważać. Raczej nie piję w każdy weekend; co sobotę nie zgonuję na wersalce, rzygając do miski. Owszem, miewam kaca, nawet po 2 piwach wieczorem. Nie przeholowuję, a w tygodniu — jeżeli nie ma czego „opijać” — nie piję ani kropli. Imieniny wujka kolegi z technikum nie są żadną okazją, by się napić. Promocja na dżem truskawkowy w pobliskim Tesco również nie. Jakiś czas temu założyłem, że alkohol staram się spożywać tylko raz w tygodniu. Detoks nie był mi więc potrzebny, aby spojrzeć na weekendowe picie z zewnątrz. Aby zobaczyć upodlonego co piątek człowieczka, robiącego głupoty. Był mi potrzebny, bo chciałem sprawdzić, jak się poczuję. Czy coś się zmieni w moim samopoczuciu i psychice. Postawiłem 3 konkretne pytania: Czy będę umiał wytrzymać bez alkoholu? Czy wyjście ze znajomymi będzie trudniejsze albo nieprzyjemne bez alkoholu? Czy poczuję się o wiele lepiej? Ciekawi, czy coś się zmieniło? Jeszcze momencik, bo ważny jest też odpowiedni setting :) Jak radzić sobie bez alkoholu? Brzmi jak pytanie rodem z AA? Nie jest jednak bezpodstawne! Był to sierpień. Słońce — jak mu się zachciało — wyglądało zza chmur. Wychodziło się wspólnie na plażę marznąć w 20°C, bo tegoroczne lato nad morzem było miksem późnej wiosny z wczesną jesienią i coś mu się nieźle poprzestawiało. Wszyscy inni brali z Fresha korpolagera czy nalewkę (Soplica, my love!), a ja o suchym pysku siedzieć nie zamierzałem. Wymyśliłem więc, że będę popijał piwa bezalkoholowe. Miały jednak za silną konotację ze zwykłym piwem, a do tego są ohydne i po jednym masz ochotę wylać resztę do kranu. Olałem to. Przerzuciłem się na kwas chlebowy i to był strzał w dziesiątkę. Dawno nic mi tak nie smakowało! Jest to jednak trunek specyficzny, dla większości niepijalny, przygotowałem więc małą listę zamienników. Niekoniecznie zdrowych, ale 4-pak na plaży do najzdrowszych też nie należy. Wśród zamienników alkoholu wybierałem spośród: soków NFC dobrej jakości (bezpośrednio tłoczone), napojów izotonicznych, mrożonych herbat, kefirów, maślanek, mlek acidofilnych (naturalnych) wysokozmineralizowanych wód mineralnych, soków warzywnych (buraczkowy, marchwiowy, wielowarzywny), soków „modnych” (np. z nasionami chia) i wód funkcyjnych (np. Oshee Witamin Water) Moim ulubieńcem został jednak kwas chlebowy, wymiennie z sokami warzywnymi. Taki karton soku pomidorowego to 200 kcal. Dobre i nie tuczy, a do tego mnóstwo potasu. Czy porzucenie piwa stanowiło jakiś problem? Absolutnie nie! Psychika raz, że mówiła mi „hej, stary, to zdrowsze!„, to jeszcze piłem coś nierzadko smaczniejszego od najlepszego piwa, jakie byłbym w stanie kupić w sklepie. Sok pomidorowy z tabasco jest lepszy od każdego eurolagera, a kwas chlebowy swoim aromatem miażdży każde ciemne piwo z osiedlowego marketu. Przejdźmy jednak do najważniejszego. Odczucia psychiczne i fizyczne po odstawieniu alkoholu Mógłbym wymieniać i wymieniać, skupię się jednak na tych najwartościowszych. Nie odczułem skutków negatywnych. Możecie się śmiać, ale alkohol to przecież substancja o działaniu psychoaktywnym. Piję go regularnie od lat, więc odstawienie po takiej ekspozycji powinno mieć na mój organizm jakikolwiek negatywny wpływ. Tak mi się zdawało. Nic. Zero. Żadnych drgawek, wzmożonej potliwości, majaków sennych, białych myszek, spadku serotoniny, bólów głowy czy rozkojarzenia. Nic z tych rzeczy. Nie płakałem też, bijąc pięściami w drzwi pobliskiej modrowni, celem oszmacenia 3 Warek z syropem (bo inaczej tego świństwa się pić nie da). Nie wyrywałem się też wieczorem pod Fresha i nie lizałem szyby z Krupniczkiem bijącym po oku blaskiem wódczanym niczym na polach lubelszczyzny lśniące pszenicy łany. Za to lista pozytywnych skutków zaskoczyła mnie jak ceny masła w hipermarkecie. Gotowi? Poprawiła się jakość snu — i tak śpię mocno i nie budzę się w nocy, ale zasypiałem jeszcze szybciej. Rano wstawałem bez zamułki, łatwiej łapałem „rytm dnia”. Nie było może tak, jak w reklamach kaw rozpuszczalnych z amfetaminą, ale o wiele chętniej ruszałem do pracy. Ani razu nie obudziłem się „zaklejony”. Czułem się bardziej zmotywowany i gotowy do działania w ciągu dnia — miałem ochotę pisać, pracować, robić ciekawe rzeczy. Do głowy wpadało więcej pomysłów. Byłem bardziej rozgadany (przerąbane, bo i tak sporo gadam), robiłem więcej planów i wszystkim bardziej się cieszyłem. Trochę jak na jakiejś fazie. Lekki serotoninowy rush. W ciągu dnia nie odczułem ani razu spadku energii — cudowne uczucie. Po posiłku czy pod wieczór nierzadko łapie się lekką zamułkę. Na 2 tygodnie zapomniałem, jak to jest chcieć położyć się na chwilę w dzień. W ogóle tego nie było. Jak ręką odjął. Nie bywałem senny i przymulony — a w ciągu dnia czasami energetycznie „tąpnę” i idę po kawę. W zasadzie mógłbym nie pić kawy czy yerby. Przez cały dzień utrzymywałem stały poziom energetyczny, zamiast klasycznej sinusoidy. Więcej się uśmiechałem — czerpałem więcej przyjemności z codziennych czynności i czułem się po prostu lepiej. Nie twierdzę, że stałem się z dnia na dzień mówcą motywacyjnym i wulkanem energii, jednak gdyby w skali 1 do 10 zobrazować moje samopoczucie przed detoksem, to oscylowałoby ono między 5 a 7. Po detoksie było to między 7 a 8. Spory skok, za darmo, bez stymulantów, lekarza i tabliczki czekolady dziennie. Ktoś powie: „człowieku, ale jak nie piłeś w tygodniu, to przecież we wtorek powinieneś być jak nowy!” I tutaj leży pies pogrzebany. Jak się dobrze popije, to okazuje się, że człowiek przez 4-5 dni dochodzi do siebie. W piątek masz powera na imprezę, w sobotę umierasz i w czwartek czujesz się okej. Koło się zatacza, znów jest piątek i walisz cztery shoty Żołądkowej pod tatara. Nie mówię, że każdy tak ma, ale u mnie się sprawdziło. Do tego dochodzi niedospanie z weekendu. Dodatkowe obserwacje detoksowe Prócz pozytywnego wpływu na kondycję psychofizyczną, odnotowałem również: Spadek wagi — piwo tuczy (bezpośrednio i pośrednio), a ponadto wzmaga apetyt. Po kefirze nie miałem ochoty na hot-doga z Orlenu czy kebsa. Zaoszczędzałem kalorie na piwie. Wątroba i układ hormonalny pracował lepiej, a odstawiając alkohol, skupiałem się też na tym, aby przy okazji sensownie jeść. W 2,5 tygodnia spadł około 1 kilogram. To sporo. Inni pili w moim towarzystwie mniej, albo wcale — mega zaskoczenie! Kiedy rezygnowałem w sklepie z alkoholu, ktoś stwierdzał, że w sumie nie musi tych dwóch piwek. Następowała reakcja łańcuchowa, aż ostatnia osoba nie chciała pić sama i też wybierała zamiennik. Na pewno pomagał tu fakt, że trzymam się z dość „fit” ekipą, a nie z moczymordami, chcącymi napić się przy każdej okazji. Zamieniliśmy spotkania przy alkoholu na spotkania przy czymś innym — najlepiej wypada tutaj deska serów. Dobre sery są tak intensywne, że nie ma ich co niszczyć alkoholem. Polecam! Po zakończonym detoksie miałem o wiele słabszy łeb — alkohol szybciej do mnie trafiał i szybciej upijał. Nie umiałem tego ogarnąć. Odczułem to, kończąc detoks. Wieczorem miałem Polskiego Busa do Katowic, wypiłem więc u kolegi butelkę lekkiego białego wina na „zmułkę”. Przed detoksem byłbym lekko podpity, a tutaj już w tramwaju poczułem się na konkretnej bombie. W Katowicach obudziłem się skacowany i wymięty. O tyle dobrze, że większość trasy przespałem. Niezwykle ciągnęło mnie do dobrego piwa — taka przerwa spowodowała, że czytając recenzje kraftów niemalże śliniłem się do monitora. Wyobrażałem sobie smaki i aromaty. Od natłoku aromatów odpoczął mój mózg. Pamiętacie swoje pierwsze dobre piwa? Czułem się podobnie jak na początku kraftowej drogi. A to tylko 2,5 tygodnia. Piwo sprawiało mi jeszcze większą frajdę. Obserwacja: powiedz ludziom, że robisz detoks. Uznają, że masz problemy z alkoholem, skoro podejmujesz radykalne kroki. Ale na co dzień, jeżeli popijasz piwo, także uważają, że to źle. Że popijanie na co dzień prowadzi do alkoholizmu. W naszym kraju jedynym normalnym wyjściem wydaje się więc upodlenie raz na tydzień. To jest spoko, wtedy jesteś normalny ;) Spostrzeżenie z pubów i multitapów Postanowiłem poświęcić osobny akapit obserwacji z miejsc piwnych. Dwie kwestie bardzo mnie uwierały i mam nadzieję, że właściciele na przykład multitapów wezmą sobie do serca moje uwagi. Rozumiem doskonale, że do burdelu nie idzie się potrzymać za rękę. Do restauracji nie wchodzę po kebaba, a jeśli chciałbym poczytać w ciszy, raczej ominę kluby nocne z muzyką elektroniczną. Jednakże gastronomia, mająca na celu dostarczenia miejsca do spotkań towarzyskich, powinna wyjść choć trochę naprzeciw oczekiwaniom klientów i pomyśleć o pewnej kwestii. O napojach bezalkoholowych. Większość dobrych knajp z piwem nie zwraca chyba na to uwagi, ale jako koleś na detoksie w mig dostrzegłem problem. W multitapach i pubach nie ma sensownych alternatyw dla alkoholu. Wybór ogranicza się przeważnie do jednego hipsternapoju, drugiego hipsternapoju i ewentualnie Coca-Coli z tak kosmiczną marżą, że miałem ochotę przerwać detoks i wypić lekkiego kwasa. Cena za butelkę piwa wyższa o te 2-3 złote jest zrozumiała. Ale podbijanie ceny za buteleczkę Fanty do horrendalnych 6 czy 7 złotych i zrównanie jej niemalże z piwem to jakiś absurd. Pomijam już hipsterskie lemoniady, gdzie płaci się za to, że trzymasz marketing w dłoni. W ogóle Yerbata czy Mio Mate — jeśli ktoś pija yerbę — to jest śmiech na sali odbijający się długim echem. Nie rozumiem, dlaczego na miejscu nie można zaserwować kwasu chlebowego, podpiwku, nieszczęsnego Radlera, Hopiniad, wód chmielowych czy podobnych specyfików. Mrożonej herbaty chociażby. Piw bezalkoholowych praktycznie też nie ma, ewentualnie Bavaria za gruby hajs. Podziękuję. Czy ktoś zechce mi to wyjaśnić? Może taka jest polityka w każdym prawie lokalu? Może komuś to nie na rękę? Druga obserwacja — w sklepach brakuje dobrego piwa bezalkoholowego i niskoalkoholowego. Ta nisza jest wciąż niezagospodarowana! Od kormoranowego „1 na 100” nikt nie pokusił się o podobne pierdzielnięcie. Piwa bezalkoholowe są okropne, każdy Radler 0% smakuje lepiej od nich. Alternatywą zostają lemoniady chmielowe, wody chmielowe, podpiwki i kwasy chlebowe (jeśli ktoś lubi). Dla kogoś, kto chciałby poczuć smak piwa, nie ma jednak wyjścia. Może wybrać między jedną wodą z brzeczką a drugą wodą z brzeczką. Czy wiecie, że dorwanie kwasu chlebowego nawet w hipermarkecie graniczy z cudem? Dlaczego więc nie zostać abstynentem? I tu Was nieźle zaskoczę. Były chwile, kiedy rozważałem taką opcję :) No dobra, może nie całkowitą abstynencję, ale odpowiednik fleksitarianizmu. Alkohol tylko przy odpowiedniej okazji, a na co dzień kranówa. Kwas chlebowy zamawiałbym na cysterny, a obok bloku otworzyłbym fabrykę soków Dawtona czy innej Fortuny. Nie zostałem i nie zostanę abstynentem, bo lubię wypić dobre piwo czy whisky w towarzystwie. Po detoksie spojrzałem jednak całkowicie inaczej na alkohol. Zauważyłem, że przez cały czas podtruwa organizm i przekonałem się, że można bez niego żyć. Dokonałem również kilku obserwacji społecznych. Postanowiłem też jeszcze bardziej ograniczyć alkohol. To przyszło samo. Uznałem po prostu, że nie warto tak często pić. Każdemu z Was polecam taki detoks. Większość z Was nie podejmie się próby, wielu by się zapewne nie udało. I to ostatnia obserwacja. Skoro nie jesteśmy alkoholikami, to dlaczego tak trudno zrezygnować nam z alkoholu choćby na tydzień…? Spodobał Ci się ten tekst? Uważasz, że obserwacje poczynione na detoksie są wartościowe? A może sam chcesz podjąć się takiego odtruwania? Pacnij w like, abym wiedział, że komuś „wjechałem na psychikę” :) PS > Na początek przyszłego roku planuję miesięczny detoks :)
dlaczego nie piję alkoholu