dlaczego ludzie patrzą w niebo

Lepiej w nocy nie patrzeć w niebo? To widzą teleskopy, gdy astronomowie nie patrzą. Lepiej w nocy nie patrzeć w niebo? Im dłużej człowiek spogląda w nocne rozgwieżdżone niebo i zastanawia się, na co tak właściwie patrzy, tym większy lęk go ogarnia. Nie patrzymy bowiem jedynie na pozorny sufit usiany migającymi punktami świetlnymi. Dlaczego niebo jest niebieskie a trawa zielona . Chlorofil pochłania przede wszystkim światło niebieskie i czerwone. Zielonego (czyli takiego, którego fala ma długość ok. 550 nanometrów) akurat nie chce. W efekcie z padającego na trawnik światła słonecznego odbita zostaje cała „zielona składowa”, która trafia do naszego oka. Tam, gdzie ludzie patrzą w niebo Jedno z najstarszych miejsc na Ziemi, w którym nieprzerwanie – najprawdopodobniej od 5000 lat – żyją ludzie. Położenie wysoko w górach na 2300 m n.p.m. przez wieki, aż do 1968 … Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople Patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie To nic! Ciągle pada! Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu Stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc Ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze A ja? A ja chodzę Nie przejmując się ulewą ani spiesząc Ludzie często patrzą w niebo, gdy chcą oderwać się od codziennego życia. Starają się w ten sposób zrelaksować, ''uciec'' od swoich problemów. Czują się wtedy bezpieczni i nie myślą o niepotrzebnych sprawach. Myślę, że te powody są jednoznaczną odpowiedzią na pytanie. nonton drama turki siyah beyaz ask subtitle indonesia episode 3. Trzeba wyjaśnić pewne nieporozumienie. Nie jest tak, że Jezus fruwał sobie w chmurach przez czterdzieści dni od chwili Zmartwychwstania, a w międzyczasie pojawiał się uczniom na oczy. Za każdym razem przychodził do uczniów z nieba. Teraz wstępuje do Ojca definitywnie. I zostawia nam zadanie do wykonania, a także obietnicę swojej nowej formy bliskości. "Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły" (Mk 16, 20). I to właśnie najbardziej zadziwia. Zmartwychwstały Pan każe nam się wziąć solidnie do roboty, i to na ziemi. Nie ma mowy o czekaniu w foteliku z założonymi rękami aż On przyjdzie. Aniołowie w Dziejach Apostolskich niemalże ganią apostołów, że patrzą w niebo jak wryci, zamiast zakasać rękawy i wyruszyć w świat. Wszystko dlatego, że niebo, czyli bycie tuż przy Bogu jak Jezus, z perspektywy Nowego Testamentu to nasz cel, ale najpierw trzeba przejść pewną drogę, a może szkołę odkrywania Jego obecności na ziemi. Nikt nie przeniesie nas na "tamtą stronę" w specjalnej kapsule czasu. Bo "tamta strona" jest pośrodku nas, tyle że wskutek obecnych ograniczeń czasu i przestrzeni nie doświadczamy jej zmysłami. Nie po to więc stworzono ziemię, by chrześcijanie mogli w miarę znośnie "przeczekać" swój żywot, znieruchomiali z tęsknoty za obiecaną wiecznością. Niebo, a konkretnie królestwo Boże zaczyna się i rośnie na ziemi. Także dzięki nam, wierzącym. A więc wniebowstąpienie to nie żadne ostateczne pożegnanie i zostawienie uczniów ze słowami: "To by było na tyle, żegnajcie i radźcie sobie jakoś". Gdyby tutaj chodziło o formę rozstania podobną do śmierci krewnego, uczniowie rozeszliby się w ciszy i ze spuszczonymi głowami do swoich domów. Tymczasem, przynajmniej według Ewangelii św. Marka i św. Łukasza, z radością ruszyli w świat. W przeciwieństwie do Wielkiego Piątku, nie czują się opuszczeni i bezradni. Spotkania ze Zmartwychwstałym musiały sprawić, że poczuli się umocnieni, przekonani, że teraz to dopiero się zacznie przygoda. Wniebowstąpienie to nie koniec, lecz początek. W tym wydarzeniu chodzi o nowy sposób obecności Chrystusa na ziemi. Ziemia z niebem jest spleciona. Najbardziej chyba uderzają mnie ostatnie dwa zdania z dzisiejszej Ewangelii. Chociaż Jezus zasiadł po prawicy Ojca, to jednak współdziała z uczniami, dosłownie "działa razem" z nimi. Czyli wniebowstąpienie nie oznacza też, że Jezus skończył swoje zadanie, wrócił na "wieczny odpoczynek" i przygląda się z góry, właściwie z tronu, co też się na tej ziemi dzieje. No dobrze. Jeśli Chrystus współdziała z nami, to gdzie ON tak naprawdę jest, skoro Go nie widzimy, nie słyszymy, nie możemy dotknąć? W jaki sposób współpracuje z nami, wierzącymi pielgrzymami? W życiu codziennym istnieją różne formy współpracy. Na przykład, ktoś robi ze mną dokładnie to samo co ja. Mógłbym się obyć bez jego pomocy, ale zawsze to raźniej, szybciej i wydajniej, jak się razem coś tworzy. Współpraca zachodzi też wtedy, kiedy robimy coś razem, ale każdy wnosi swój niepowtarzalny wkład. Na przykład, podczas budowy domu. Jeden stawia mury, drugi wykonuje instalacje elektryczne. W ten sposób się uzupełniamy. Nawet jeśli idę z kimś w góry lub biegam, to obecność drugiego człowieka zagrzewa mnie, motywuje, wpływa na moje ambicje: przecież nie mogę być gorszy, nie mogę się tak łatwo poddać, chociaż sapię jak lokomotywa parowa a nogi mam jak z waty. W pojedynkę pewnie nieraz bym się zniechęcił, ale kiedy widzę, że ten obok ciągnie do przodu i mnie od razu sił przybywa. To też jest współpraca. To proste: jeśli mamy wspólny cel, razem zrobimy więcej i lepiej niż w pojedynkę. Najlepszy pracownik to taki, który potrafi współpracować z innymi. A więc przyznaje, że nie jest wszechwiedzący, nie posiadł wszystkich umiejętności, i nie uważa, że wszystko robi najlepiej. Wniebowstąpienie to święto wspólnoty Kościoła. Co to więc znaczy, że Jezus z nami współpracuje? Czy prowadzi nas za rączkę? "A teraz dziecko zrób to, a potem tamto". Jezus współpracuje z nami, nie wyręczając nas od tego, co możemy zrobić o własnych siłach. Natomiast pomaga przekraczać to, co po ludzku niemożliwe. Chroni przed ewangelicznym "ukąszeniem przez węża, zatrutym napojem, chorobą". To są znaki, że Pan wspiera nas zwłaszcza tam, gdzie doświadczamy naszych granic. Z drugiej strony, Jezus mówi: "Beze mnie nic nie możecie uczynić". Nawet nasze naturalne zdolności, którymi posługujemy się w wypełnianiu naszego powołania, są darem Boga. I już sama wiara w to, że On jest blisko, pomaga. Czasem wydaje się, że kiedy drugi człowiek przeżywa spore trudności, to może nawet się z nim nie spotykać, bo jak mu tu pomóc, co wskórać, co powiedzieć? Okazuje się, że często ważna jest obecność, bycie przy takim człowieku, aby poczuł, że nie jest sam. Nasze przygotowanie do nieba polega na dobrym wykonywaniu tego, co do nas należy, pamiętając równocześnie, że nie żyjemy tylko dla siebie, lecz dla Pana, dla innych. Wszystko w życiu chrześcijanina ma znaczenie, nawet mycie podłogi i obieranie kartofli. Ważne jest, jak się to robi, z jakim nastawieniem i dla kogo. Co więcej, to, co robimy jest świadectwem, głoszeniem Dobrej Nowiny, że ten świat już został wzięty do nieba, choć jeszcze tego nie widzimy w pełnym świetle. Odpowiedzi na pytania biblijne Kto pójdzie do nieba i dlaczego? Miliony ludzi ma nadzieję, że po śmierci pójdzie do nieba. Obietnicę życia w niebie otrzymali od Jezusa wierni apostołowie. Przed swoją śmiercią przyrzekł im, że przygotuje dla nich miejsce u niebiańskiego Ojca. Przeczytaj Jana 14:2. Skąd taka obietnica? Co ludzie mieliby robić w niebie? Jezus powiedział apostołom, że będą królami. Mieli oni królować nad ziemią. Przeczytaj Łukasza 22:28-30 i Objawienie 5:10. Czy wszyscy dobrzy ludzie idą do nieba? W skład rządu na ogół nie wchodzi zbyt wiele osób. Ponieważ ludzie wskrzeszani do życia w niebie mają razem z Jezusem tworzyć rząd nad ziemią, również można się spodziewać, że stanowią oni stosunkowo niewielką grupę (Łukasza 12:32). Biblia podaje dokładną ich liczbę. Przeczytaj Objawienie 14:1. Jezus przygotował w niebie miejsce dla niektórych swoich naśladowców. Czy wiesz, w jakim celu? Ale nie wszyscy dobrzy ludzie otrzymają nagrodę życia w niebie. Wiernym poddanym Królestwa Jezusa przypadnie w udziale niekończące się życie na ziemi, która stanie się rajem (Jana 3:16). Ten raj będą mogli odziedziczyć zarówno ci, którzy ocaleją z zagłady obecnego złego świata, jak i ci, którzy zostaną potem wskrzeszeni. Przeczytaj Psalm 37:29 i Jana 5:28, 29. Powiązane materiały ODPOWIEDZI NA PYTANIA BIBLIJNE Kto idzie do nieba? Wiele osób błędnie uważa, że do nieba idą wszyscy dobrzy ludzie. Czego naprawdę uczy na ten temat Biblia? ODPOWIEDZI NA PYTANIA BIBLIJNE Czym jest zmartwychwstanie? Kto zostanie przywrócony do życia w przyszłości? Odpowiedź może cię zaskoczyć. PRZEBUDŹCIE SIĘ! Czym jest raj? Czy raj powinien kojarzyć się z niebem, czy z ziemią? Jak się w nim znaleźć? Dlaczego ludzie patrzą w niebo? | wypracowanie [Wypracowanie z wykorzystaniem czasowników] Niebo przyciąga nasz wzrok. Z radością zerkamy na kojącą niebieską kopułę w ciągu dnia. W nocy z zadumą kontemplujemy ciemność wypełnioną gwiazdami. Co takiego jest tam w górze, że spędzamy czas w ten sposób? Przede wszystkim niebo uspokaja. Jego urokliwy, błękitny kolor sprawia, iż odchodzą od nas wszystkie niepokoje. Stres znika, a zmartwienia czmychają. Polski piosenkarz śpiewał: „oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba”. Rozumiem go doskonale. Kiedy jestem zapatrzony w górę, to czuję, że nic złego nie może mnie spotkać. Chciałbym całe godziny leżeć w soczystej trawie i wpatrywać się w chmury. Lubię zgadywać, jakie kształty przybierają białe obłoki. Czy jest to koń, czy hipopotam? Czy nade mną galopuje zebra, czy ryś. I w co te zwierzęta zamienią się, gdy zawieje wiatr? Może chmura przybierze kształt samochodu, drzewa lub skrzata? Z tego co wiem, nie jestem wyjątkiem –chyba nie znam człowieka, który nie lubi patrzeć na obłoki! Również nocne niebo stanowi ciekawy widok. Miliony gwiazd uśmiechają się do nas i mrugają radośnie. Nie ma nic przyjemniejszego na świecie, niż zerkać w górę w ciepłą, letnią noc. Najlepiej jest, kiedy zna się gwiazdozbiory. Wtedy można wypatrywać, gdzie jeździe Mały Wóz, a gdzie poluje Wielka Niedźwiedzica. Kiedy przypatruję się odległym gwiazdom, zastanawiam się, czy oprócz ludzi w kosmosie żyją jakieś inne istoty. Czy w tej chwili mój rówieśnik z odległej planety również patrzy w niebo i dostrzega moje słońce? Czy jest podobny do mnie, czy wygląda zupełnie inaczej? Jeśli istnieje, to pewno zastanawia się nad tym samym. Rozmyśla, czy są w kosmosie inne rozumne stworzenia – na przykład dziwadła, które nie mają skrzydeł, trzech nóg i pięciu oczu. Wpatrywanie się w niebo stanowi doskonały sposób na odzyskanie spokoju ducha. Naprawa optymizmem i radością. Ale może stać się również powodem zadumy – a każdy z nas potrzebuje czasem zastanowić się, jaki jest nasz świat i nasz kosmos. Rozwiń więcej Mieszkańcy Lubomi dziś rodzinnie świętowali, jednak wszyscy z niepokojem spoglądali na zachmurzone niebo. Środkiem miejscowości płynie rozszalała z powodu ostatnich opadów Lubomka. Zwykła normalnie rzeczka wczoraj mocno dała się ludziom we znaki. Wiele domów chronią zapory z worków z piaskiem. – Proponowaliśmy mieszkańcom, żeby jeszcze jeszcze te worki zostawili, chociaż woda opadła, ale nie wiadomo, czy znowu nie lunie deszcz – powiedział nam dzisiaj Bogdan Burek, kierownik gminnego referatu ds. gospodarki komunalnej i zarządzania kryzysowego. Najbardziej poważna była sytuacja w Nieboczowach. Wczoraj wieczorem, przez 2,5 godz., na drodze pomiędzy Bukowem a Ligotą Tworkowską, strażacy montowali 120-metrowy rękaw w miejscu przerwanych wałów. Poziom wody wynosił tutaj 690 cm. Woda płynęła równo z drogą. Teraz na szczęście sytuacja się ustabilizowała. – Bogu dzięki – mówili ludzie. Straty są jednak wielkie. – Dopiero teraz skończyliśmy sprzątać. Zalało nam nowy piec – powiedziała nam dzisiaj po południu jedna z mieszkanek Lubomi. Jedno z najstarszych miejsc na Ziemi, w którym nieprzerwanie – najprawdopodobniej od 5000 lat – żyją ludzie. Położenie wysoko w górach na 2300 m przez wieki, aż do 1968 roku wiązało się z kompletnym odcięciem od reszty Azerbejdżanu. Dla chcących tu przybyć podróżników Hinalug był obietnicą przygody kuszącą swoją niedostępnością i etniczną izolacją mieszkańców. Dziś, kiedy do wioski prowadzi tylko częściowo szutrowa droga, przyciąga tym bardziej, jawiąc się jako świat, który bezpowrotnie odchodzi.***Świat najmniejszyHinalug (w j. azerskim Xinaliq) jest najwyżej położoną miejscowością w Azerbejdżanie, a przy tym jedną z najwyżej położonych stale zamieszkanych wiosek na Kaukazie. Mieszkańcy zachowali tutaj swój odrębny – przez wielu badaczy uznawany za niespokrewniony z innymi grupami językowymi – język hinalugijski, którego nie rozumieją nawet mieszkańcy okolicznych wiosek. I choć w lokalnej szkole do 11 klasy, 350 dzieci uczy się zagrożonej wymarciem mowy swoich przodków – przybyłych tu starożytnych albańskich plemion, a jeszcze w byłym ZSRR poczyniono kroki do jego skodyfikowania spisując alfabet składający się z aż 77 liter, tożsamość Hinalugijczyków każdego dnia przegrywa walkę z unifikującym się lepiej zrozumieć i docenić każdą chwilę w Hinalug, sięgnęliśmy ponownie do Planety Kaukaz Wojciecha Góreckiego:Początek lat siedemdziesiątych – moment, kiedy umarła hinalugijska tradycja. Najpierw, w krótkim czasie, zanikł dawny obrządek weselny – rodzice nowożeńców nie stawiali już namiotu dla gości, ceremonii nie uświetniał deklamator. Potem młodzież straciła nagle zainteresowanie dla popisów sprawności, które wcześniej odbywały się co wiosnę i składały się z miejscowej odmiany zapasów oraz wyścigów do granic osady. Na hinalugijskich połoninach chłopcy zaczęli uganiać się za futbolówką. Zmarły ostatnie babcie znające hinalugijskie pieśni. W roku 1968 powstała pierwsza prymitywna droga, łącząca Hinalug z większym przełomem był rok 2006, kiedy to Hinalug postanowił odwiedzić prezydent. Położenie asfaltu skróciło wówczas czas przejazdu z Kuby do niecałych 2 godzin. Dziś, choć droga ma momentami duże braki i wiedzie nad przepaściami, latem pokonują ją nawet stare łady kultury złowieszczą, że Hinalugijczycy zginą. Ich kultura i poczucie więzi ugnie się pod naporem globalizacyjnej siły. Niepodobna zaś zatrzymać tego procesu i odmówić jego mieszkańcom dostępu do zdobyczy cywilizacji, wyjazdów i będzie więc więcej socjologicznych mnie Hinalugijczycy to przede wszystkim ludzie, którzy patrzą w niebo!Jak mało co sprzyją ku temu zapierające dech okoliczności przyrody. Choć z otoczonej wysokimi szczytami wioski próżno wyczekiwać wschodu czy zachodu słońca, które ujawnia się dopiero wtedy, gdy góruje już wysoko na niebie, a znika równie szybko niezauważone za kolejną górą, chmury odgrywają tu codziennie nowy spektakl nie umykający uwadze zajętych codziennymi obowiązkami mieszkańców. Pogrążeni w myślach, wychodzą na dachy swoich domów wpatrując się w dzieła Matki położenie jest niesamowite. Domy otulają dookoła jedną górę, zbudowane są z rzecznego kamienia piętrowo, jeden na drugim, tak, że dach jednego stanowi dziedziniec drugiego. Dachy te są zwykle płaskie, łączą ze sobą kilka domów i sprzyjają przypadkowym sąsiedzkim spotkaniom. Jak gdyby nigdy nic sąsiad chodzi tu sąsiadowi po dachu! Wraz z budową drogi do Hinalug przybyła jednak blacha. Ku uciesze mieszkańców i ku zgorszeniu turystów, etnografów i konserwatorów wypiera ona budulec stosowany tu od zarania możliwych do zwiezienia tu wszelkich cywilizacyjnych dobrodziejstw i przekleństw, wciąż jednak ogrzewanie wody i domów bazuje na biopaliwie – oborniku. Wieki spędzone w izolacji od reszty świata sprawiły, że mieszkańcy byli w pełni samowystarczalni, a problem braku na tej wysokości drewna wciąż rozwiązuje się zwożonymi z gór suchymi kępkami mchu i bydlęcymi odchodami. Te wypala się w formie cegieł, a następnie układa się wzdłuż polsko – hinalugijskiePodróże na Kaukaz nauczyły nas otwartości na innych. Zawsze zostawiamy sobie czas na niespieszne wędrówki bez celu i rozmowy, z którymi jak na razie w tym regionie świata szczęście mamy niebywałe. Szybki rekonesans w terenie i okazuje się, że w Hinalug znajduje się nie tylko szkoła, dwa sklepy, meczet, ale też jednopokojowe muzeum i 380 domów, z których co chwila wyłaniają się przeurocze twarze. Moje serce podbiły dziewczynki i chłopak zbierający rumianek. Niestety nie znał ani rosyjskiego, ani angielskiego, więc poza wymianą informacji na temat lokalnego sklepu, wymianą pozdrowień i zgody na zdjęcie nie udało nam się bliżej rozmowę odbyliśmy zaś w Xinaliq z nauczycielem historii. Po kilkukrotnym okrążeniu wioski i zwiedzeniu okolic wybraliśmy się do tutejszego sklepu, który pełni też rolę herbaciarni. Wzięliśmy dzbanek czornego czaju i wyszliśmy na zewnątrz. Po chwili padło:Riebiata, a wy atkuda?Tak rozpoczęła się nasza rozmowa z człowiekiem, który z niebywałą estymą opowiadał nam o miłości do Hinalug będącym, poza córkami i żoną, źródłem jego największego czas spędzam jeżdżąc konno po okolicznych górach. Są przepiękne. To nasze święte miejsca. Tutejsi ludzie, choć mają taką możliwość, niechętnie wyjeżdżają na dłużej. Zresztą sam zobacz na te chmury i szczyty. Możesz cały dzień się w nie wpatrywać i nigdy nie masz dosyć tego piękna.***Po wymianie serdeczności, zdjęciu na pamiątkę i ciepłym pożegnaniu, chcieliśmy wybrać się w góry. Zapytani o drogę mężczyźni zaprosili nas jednak do wspólnej gry w tryktrak! Próba nauczenia nas zasad zakończyła się rychłą jednak nie straciliśmy w oczach panów, bo jeden z nich, Yusif, nieśmiało zagaił:A może macie ochotę na szklankę herbaty? Chodźcie, zapraszam do mojego domu!No właśnie. Herbata!Nie ma w Azerbejdżanie spotkania z drugim człowiekiem bez celebracji tej chwili przy filiżance czaju. W całym kraju czajownie wypełnione są po brzegi mężczyznami prowadzącymi niekończące się rozmowy. Narodziny, pogrzeby, odwiedziny, wymiany poglądów czy grę w tryktrak musi dopełnić złocisty napój w przezroczystej szklance w kształcie kwiatu posłodzić taką herbatę? W ustach! Kostkę cukru przegryza się i rozpuszcza ciepłym, intensywnym, goryczkowym naparem nie w szklance, a w buzi. Nierzadko jedna taka kostka starcza na ledwie jeden łyk. A jak nie cukier, to konfitura. Jeszcze słodsza, zwykle z wielkimi cząstkami owoców czereśni. Obowiązkowo z podstawką służącą do chłodzenia czaju przez jego Yusifa była więc szklanka herbaty i nauka umiejętnego wylewania jej do talerzyka. Następnie przelewania z talerzyka do opowieści o życiu na końcu świata. Było też pokazywanie śmiesznych filmów w internecie w wersji popisy i prężenie muskułów. Pokazywanie bydła, oprowadzanie po finalnie, było zaproszenie do meczetu. Okazało się, że Yusif, dusza człowiek, jest mułłą – opiekunem świątyni. Otworzył, wybrał najładniejszą z chust i mocno wczuł się w rolę fotografa.***Po takich chwilach i wyjątkowych spotkaniach łatwo popada się w zachwyt i łatwo o stawianie ostrych tez. Z pewnością część Hinalugijczyków chce wyjechać. Z pewnością jeszcze mniej tradycji zostanie w najmłodszym pokoleniu. Kiedy jednak przed zmierzchem duża część wioski wychodzi na zewnątrz, kiedy widzi się dzieci i dorosłych wpatrujących się w mgłę, wtopionych w gęste obłoki zawieszone tuż nad ich głowami, w sercu robi się cieplej. Z taką romantyczną wizją wioski zostajemy i taką mieliśmy szczęście ją (XINALIQ) – INFORMACJE PRAKTYCZNEJak dojechać do Hinalug? Odcięta przez wieki wioska w czasach ZSRR doczekała się utwardzenia drogi, co skróciło czas dojazdu o wiele godzin. Jedynie zimą lub po obfitych deszczach potrzebne jest 4×4 i wtedy sprawdza się nieśmiertelna łada niva, którą na tutejszych drogach widzieliśmy nie macie wypożyczonego auta, do Hinalug (Xinaliq) z łatwością dojedziecie z Kuby (Quba). Jedynym wyjściem jest taksówka. Cena za przejazd zależy od waszych umiejętności negocjacji. Mieliśmy oferty za 50, 70 manatów, skończyło się na 35 (77zł) za całe auto – tylko w razie czego mieliśmy o tym nie informować innych turystów, którzy płacili 50..na osobę. W drodze powrotnej za całe auto płaciliśmy już nie 35, a 20 manatów, bo do miasta podwiózł nas miejscowy, a nie szukacie oszczędności i macie dużo czasu, możecie przyjechać tu dzieloną taksówką. Najłatwiej znaleźć współpasażerów na targu obok hotelu Xinaliq w Kubie. O turystów może być trudno (w całej wiosce oprócz zorganizowanych wycieczek spotkaliśmy jedynie ich kilku), ale na targu miejscowi sprzedają sery i robią zaopatrzenie. Zagadajcie, powinno udać się zabrać z innymi. Do niewielkiego auta upychają nawet 9 osób, także wtedy cena oscyluje w okolicach 3-5 aut jeździ na tej trasie, ale się zdarzają. Jeżeli traficie na turystów, autostop powinien zadziałać, jeżeli jednak weźmie Was miejscowy, liczcie się z opłatą kilku manatów. Tak podróżują miejscowi, tak podróżują i i sklepy Do Hinalug powoli wkracza turystyka i jak mówią mieszkańcy – z roku na rok turystów jest coraz więcej. Są to jednak głównie zorganizowane wycieczki, a przede wszystkim osoby, które wpadają na kilka godzin i nie zostają tu na noc. Nie znajdziecie więc tu ani jednej restauracji. Znajdziecie za to dwa sklepy, z czego w jednym możecie poprosić o ciepłą herbatę (duży dzbanek czarnego czaju kosztuje 2 manaty – nieco ponad 4zł).Z noclegami jest łatwiej i da się je zabookować nawet na i airbnb. Przez internet nie jest drogo (100zł-120zł za pokój 2 osobowy ze śniadaniem), ale jest drożej niż na miejscu. Za 25 manatów (55zł) za osobę dostaniecie prywatny pokój, śniadanie, obiad i kolację. Odradzamy nocleg u pana Rehmana (jego dom jest na początku miejscowości), dawno nie spotkaliśmy tak niesłownego człowieka. Zresztą nie tylko nam zalazł za skórę, inni mieszkańcy wsi, z którymi rozmawialiśmy też nie wyrażali się o nim zbyt pochlebnie. Najlepiej jeśli pójdziecie do muzeum na górze wioski i tam poprosicie o nocleg, na przykład u Hinalug brak jest luksusów. Nie ma tu kanalizacji, toalety są na dworze, prysznice rzadko kiedy dysponują ciepłą wodą, a śpi się na ogół jak miejscowi – na materacach rozłożonych na podłodze. Zasięg telefoniczny jest, najlepszy przy meczecie na wzgórzu.

dlaczego ludzie patrzą w niebo